wtorek, 11 lipca 2017

Et in Arcadia ego!


Nasz naród się prostotą, gościnnością chlubi,
Nasz naród scen okropnych, gwałtownych nie lubi;
Śpiewać, na przykład, wiejskich chłopców zalecanki,
Trzody, cienie - Sławianie, my lubim sielanki.


Adam Mickiewicz, Dziady, część III.

Arthur Dampier May, "Mała pasterka".

Celowo przytaczam na wstępie słynne słowa Literata z III części Dziadów, a konkretnie ze sceny toczącej się w salonie warszawskim. Ustami jednego z fikcyjnych bohaterów Adam Mickiewicz wyraża bowiem swe osobiste zdanie na temat estetycznych gustów Słowian; zdanie, które wykształcił pod wpływem własnego, przykrego doświadczenia polegającego na kompletnym niezrozumieniu przez rodzimych odbiorców. Poezja romantyczna spotkała się bowiem na początku z olbrzymim sprzeciwem ze strony hołdujących sielankowej estetyce środowisk literackich. Strachy, duchy, upiory oraz toksyczna, niszcząca miłość, czyli wszystko to, co można spotkać w dziełach romantyków, z początku oburzało konserwatywnych czytelników, nawykłych do zgoła innych, łagodniejszych treści, szczególnie zaś lubiących utwory o charakterze idyllicznym.

Tymczasem, jakby na przekór owym upodobaniom, śmierć i strach czają się nawet w mitycznej Arkadii. Grecki poeta Teokryt pierwszą spośród swych sielanek poświęcił przecież śmierci pięknego sycylijskiego pasterza Dafnisa, po którym rozpacza cała przyroda. Zainspirowany tym utworem francuski malarz Nicolas Poussin (1594-1665) namalował obraz zatytułowany "Et in Arcadia Ego", czyli, przekładając z łaciny na Polski, "I ja w Arkadii". Słowa te wypowiada oczywiście Śmierć, reprezentowana na symbolicznym płótnie przez okazały grobowiec.

Nicolas Poussin, "Et in Arcadia ego" (1637-1638).

W XVIII wieku natomiast włoski rytownik Giovanni Battista Piranesi (1720-1778) stworzył cykl niezwykłych "Grotteschi", gdzie całkiem świadomie bawi się motywami bukolicznymi, które bądź to deformuje, czyniąc je przerażającymi lub odpychającymi, bądź to umieszcza w upiornej scenerii, tworząc przedziwny amalgamat typowego locus amoenus, czyli miejsca pięknego, z locus horridus, czyli miejscem strasznym. Zainspirowany jego twórczością Hiszpan Francisco de Goya, posunął się jeszcze dalej w swym przerażającym cyklu "Caprichos".

Giovanni Battista Piranesi, "Grotteschi", "Capriccio 2" (ok. 1748).

Widać zatem, że Mickiewicz miał rację pisząc o specyficznych preferencjach literackich, które wyróżniają Słowian na tle innych nacji. Jest to oczywiście uogólnienie, lecz istotnie, często zdarza się, że autorzy polscy o mroczniejszych gustach i upodobaniu do ostrzejszych jakości estetycznych funkcjonują w swoistym artystycznym limbo, skąd uwolnić może ich jedynie nagle powstała moda. Przykładem takiego niedocenionego za życia, a modnego po śmierci autora jest choćby Stefan Grabiński, któremu sprawiedliwość oddano dopiero na przełomie XX i XXI wieku.

Grabiński należy jednak do wyjątków, gdyż większość twórców posiadających - parafrazując tytuł słynnej książki Marguerite Yourcenar o Piranesim -"czarne mózgi", takich jak choćby nasz odpowiednik Charles'a Baudelaire'a Tadeusz Miciński czy zmarły w r. 2000 autor "Srebrnej Szkatułki" i "Madrygału żałobnego" Gustaw Herling-Grudziński (moim zdaniem pisarz na wskroś gotycki, któremu zamierzam poświęcić osobny artykuł!), nie doczekali się jeszcze należytego uznania ze strony rodzimych czytelników. Co gorsze, stopniowo popadają w zapomnienie, podczas gdy ich brytyjscy i amerykańscy koledzy po piórze tacy jak Edgar Allan Poe czy Daphne du Maurier cieszą się w swych ojczyznach niesłabnącą popularnością. Podobny los spotyka lubujących się w makabrze i horrorze malarzy, co można zaobserwować na przykładzie zapomnianego już Jana Lebensteina (nim również pewnie się tutaj "zajmę").

Jan Lebenstein, ilustracja do opowiadania Gustawa Herlinga-Grudzińskiego pt. "Madrygał żałobny" (część cyklu "Zwoje", 1999). 

Przykłady wyżej wymienionych artystów pióra i pędzla wskazują na to, że, choć antygotycki opór jest mocno wpisany kulturowo w preferującą sielski błogostan słowiańską duszę, nie znaczy to jednak, że gotyk nie posiada w Polsce godnych, a nawet więcej niż godnych (i nie zawsze rozpoznanych) reprezentantów, którym tak dzielnie torowali drogę zbuntowani przeciwko przesłodzonej estetyce romantycy (choć w ojczyźnie Gothic Revival, było raczej odwrotnie, gdyż tam właśnie gotyk oraz związany z nim XVIII-wieczny preromantyzm torował drogę "właściwemu" romantyzmowi). 

Następne wpisy zamierzam zatem poświęcić twórczości owych zapomnianych "bratnich dusz", o których warto sobie i innym przypomnieć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz