czwartek, 19 października 2017

Zaproszenie na spotkania


Jeśli wybieracie się na festiwal Kfason, serdecznie zapraszam do Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie na 1 piętro na godzinę 12 (panel Videografu) oraz na 3 piętro na godzinę 15 (moja własna prelekcja o fotografii i malarstwie post mortem). 

Załączam harmonogram wydarzeń oraz zachęcam także do udziału w pozostałych, bardzo ciekawych spotkaniach. :)

Do zobaczenia! 







wtorek, 29 sierpnia 2017

Stary Cmentarz Podgórski

Ostatnio trochę zaniedbałam ten blog, co absolutnie nie wynika z lenistwa, lecz - przeciwnie - pomimo letniej pory, z nadmiaru obowiązków oraz różnych zobowiązań, których się podjęłam. Pisanie kolejnej powieści, kilku opowiadań oraz praca nad tekstami naukowymi są bowiem troszkę czasochłonne. :)

Niedawno udało mi się jednak wygospodarować parę popołudni, które poświęciłam na zwiedzanie i fotografowanie ciekawych miejsc w Krakowie, w tym Starego Cmentarza Podgórskiego. Temu właśnie miejscu postanowiłam poświęcić niniejszy - pierwszy od dłuższego czasu - wpis.

Pomimo smutnych kolei losu oraz związanych z nimi zniszczeń, zachowany w szczątkowej formie cmentarz na Wzgórzu Lasoty wciąż jest miejscem niezwykle urokliwym i wartym odwiedzenia. Założony pod koniec XVIII wieku na mocy edyktu cesarza Józefa II, Stary Cmentarz Podgórski należał do najstarszych nekropolii w Krakowie i, gdyby nie zniszczenia (w roku 1942 sporą jego część zlikwidowali Niemcy, natomiast ostateczny cios zadała mu rozbudowa obecnej Alei Powstańców Śląskich w latach 70 ubiegłego stulecia), byłby też z pewnością jedną z tych najokazalszych.

Dziś pozostało z niego niewiele, lecz nawet ten mały skrawek z bardzo nielicznymi zachowanymi w całości pochówkami zasługuję zarówno na miano miejsca wyjątkowego, jak też na wizytę. Przede wszystkim, warto zatrzymać się przy utrzymanych w klasycznym stylu nagrobkach, które, choć skromne, urzekają swoją prostotą. Mój ulubiony, widoczny na poniższym zdjęciu, składa się po prostu z postumentu oraz bazaltowej urny.




Inny przykład okazałego, klasycznego grobowca to schowany w głębi cmentarza grób rodziny Zollów z II poł. XIX wieku, ozdobiony stylizowaną na antyczną, złamaną kolumną.



Moją uwagę przykuł także piękny, neogotycki nagrobek Julii Brylińskiej, wyrzeźbiony w formie misternej kapliczki z figurą Matki Boskiej, a także kilka innych, utrzymanych w tym samym - moim ulubionym - stylu.


Największa niespodzianka dla zwiedzających znajduje się jednak na obrzeżach cmentarza, w zupełnie niepozornym miejscu, ukryta pomiędzy zdewastowanymi sarkofagami, połamanymi płytami oraz poraastającymi ową część cmentarza chwastami: jest to olbrzymi, neogotycki łuk (prawdopodobnie należący kiedyś do nigdy niezrekonstruowanej neogotyckiej kaplicy rodziny Cieślików z 1888), który, choć został powalony na ziemię, pomimo upadku, zachował swój kształt. Wygląda on po prostu niesamowicie, stanowiąc kwintesencję tragizmu oraz mistycznego piękna charakterystycznego dla romantycznej ruiny.


Stary, niepozorny i trochę zapomniany Stary Cmentarz Podgórski wywarł na mnie tak silne wrażenie, że od pierwszej wizyty nie upłynął nawet tydzień, a już musiałam zajrzeć tam ponownie; tym razem już nie w celach fotograficznych (gdyż fotografia cmentarna to jedna z moich wielkich pasji), lecz już czysto refleksyjnych.

Z całej duszy polecam to niesamowite miejsce każdemu, kto chciałby odpocząć od miejskiego zgiełku i na chwilę znaleźć się tam, gdzie cisza, zapach omszałego kamienia oraz opuszczone dzieła ludzkich rąk idealnie się dopełniają.

wtorek, 11 lipca 2017

Et in Arcadia ego!


Nasz naród się prostotą, gościnnością chlubi,
Nasz naród scen okropnych, gwałtownych nie lubi;
Śpiewać, na przykład, wiejskich chłopców zalecanki,
Trzody, cienie - Sławianie, my lubim sielanki.


Adam Mickiewicz, Dziady, część III.

Arthur Dampier May, "Mała pasterka".

Celowo przytaczam na wstępie słynne słowa Literata z III części Dziadów, a konkretnie ze sceny toczącej się w salonie warszawskim. Ustami jednego z fikcyjnych bohaterów Adam Mickiewicz wyraża bowiem swe osobiste zdanie na temat estetycznych gustów Słowian; zdanie, które wykształcił pod wpływem własnego, przykrego doświadczenia polegającego na kompletnym niezrozumieniu przez rodzimych odbiorców. Poezja romantyczna spotkała się bowiem na początku z olbrzymim sprzeciwem ze strony hołdujących sielankowej estetyce środowisk literackich. Strachy, duchy, upiory oraz toksyczna, niszcząca miłość, czyli wszystko to, co można spotkać w dziełach romantyków, z początku oburzało konserwatywnych czytelników, nawykłych do zgoła innych, łagodniejszych treści, szczególnie zaś lubiących utwory o charakterze idyllicznym.

Tymczasem, jakby na przekór owym upodobaniom, śmierć i strach czają się nawet w mitycznej Arkadii. Grecki poeta Teokryt pierwszą spośród swych sielanek poświęcił przecież śmierci pięknego sycylijskiego pasterza Dafnisa, po którym rozpacza cała przyroda. Zainspirowany tym utworem francuski malarz Nicolas Poussin (1594-1665) namalował obraz zatytułowany "Et in Arcadia Ego", czyli, przekładając z łaciny na Polski, "I ja w Arkadii". Słowa te wypowiada oczywiście Śmierć, reprezentowana na symbolicznym płótnie przez okazały grobowiec.

Nicolas Poussin, "Et in Arcadia ego" (1637-1638).

W XVIII wieku natomiast włoski rytownik Giovanni Battista Piranesi (1720-1778) stworzył cykl niezwykłych "Grotteschi", gdzie całkiem świadomie bawi się motywami bukolicznymi, które bądź to deformuje, czyniąc je przerażającymi lub odpychającymi, bądź to umieszcza w upiornej scenerii, tworząc przedziwny amalgamat typowego locus amoenus, czyli miejsca pięknego, z locus horridus, czyli miejscem strasznym. Zainspirowany jego twórczością Hiszpan Francisco de Goya, posunął się jeszcze dalej w swym przerażającym cyklu "Caprichos".

Giovanni Battista Piranesi, "Grotteschi", "Capriccio 2" (ok. 1748).

Widać zatem, że Mickiewicz miał rację pisząc o specyficznych preferencjach literackich, które wyróżniają Słowian na tle innych nacji. Jest to oczywiście uogólnienie, lecz istotnie, często zdarza się, że autorzy polscy o mroczniejszych gustach i upodobaniu do ostrzejszych jakości estetycznych funkcjonują w swoistym artystycznym limbo, skąd uwolnić może ich jedynie nagle powstała moda. Przykładem takiego niedocenionego za życia, a modnego po śmierci autora jest choćby Stefan Grabiński, któremu sprawiedliwość oddano dopiero na przełomie XX i XXI wieku.

Grabiński należy jednak do wyjątków, gdyż większość twórców posiadających - parafrazując tytuł słynnej książki Marguerite Yourcenar o Piranesim -"czarne mózgi", takich jak choćby nasz odpowiednik Charles'a Baudelaire'a Tadeusz Miciński czy zmarły w r. 2000 autor "Srebrnej Szkatułki" i "Madrygału żałobnego" Gustaw Herling-Grudziński (moim zdaniem pisarz na wskroś gotycki, któremu zamierzam poświęcić osobny artykuł!), nie doczekali się jeszcze należytego uznania ze strony rodzimych czytelników. Co gorsze, stopniowo popadają w zapomnienie, podczas gdy ich brytyjscy i amerykańscy koledzy po piórze tacy jak Edgar Allan Poe czy Daphne du Maurier cieszą się w swych ojczyznach niesłabnącą popularnością. Podobny los spotyka lubujących się w makabrze i horrorze malarzy, co można zaobserwować na przykładzie zapomnianego już Jana Lebensteina (nim również pewnie się tutaj "zajmę").

Jan Lebenstein, ilustracja do opowiadania Gustawa Herlinga-Grudzińskiego pt. "Madrygał żałobny" (część cyklu "Zwoje", 1999). 

Przykłady wyżej wymienionych artystów pióra i pędzla wskazują na to, że, choć antygotycki opór jest mocno wpisany kulturowo w preferującą sielski błogostan słowiańską duszę, nie znaczy to jednak, że gotyk nie posiada w Polsce godnych, a nawet więcej niż godnych (i nie zawsze rozpoznanych) reprezentantów, którym tak dzielnie torowali drogę zbuntowani przeciwko przesłodzonej estetyce romantycy (choć w ojczyźnie Gothic Revival, było raczej odwrotnie, gdyż tam właśnie gotyk oraz związany z nim XVIII-wieczny preromantyzm torował drogę "właściwemu" romantyzmowi). 

Następne wpisy zamierzam zatem poświęcić twórczości owych zapomnianych "bratnich dusz", o których warto sobie i innym przypomnieć.



poniedziałek, 19 czerwca 2017

Wrocławska inspiracja

Właśnie wróciłam z Wrocławia. Byłam tam zaledwie dwa dni, ale w tym krótkim czasie udało mi się zwiedzić więcej, niż w czasie niejednej dłuższej podróży. Plan zwiedzania ustawiłam sobie bowiem pod kątem własnych zainteresowań, a więc skierowałam uwagę głównie na budowle gotyckie (ale nie tylko) oraz ich tajemnice, jakie w sobie kryją. 

Jako pierwszy cel obrałam sobie Katedrę pod wezwaniem św. Marii Magdaleny. Co prawda została ona częściowo zrekonstruowana po olbrzymich zniszczeniach z czasów II Wojny Światowej, jednak Horacjańska sentencja "non omnis moriar" widniejąca na zbiorowym grobowcu w jednej z kaplic doskonale oddaje stan obecny: to, co ocalało, urzeka.

Widok Wrocławia przed II Wojną Światową (źródło: https://dolny-slask.org.pl/foto/114/114408.jpg)

Wrocław. Zniszczona nawa główna wrocławskiej katedry, rok 1945 (źródło: https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/1/ac/a3/584555cb107d0_p.jpg?1480959286)

Nieudaną (z powodu okropnego lęku wysokości) pró wdrapania się na wieżę w celu obejrzenia panoramy miasta z mostu widokowego zrekompensowała mi z nawiązką panująca w świątyni dość niesamowita atmostfera, jakby na potrzebę chwili dodakowo potęgowana dźwiękiem strojonego fortepianu, gdyż w głównej nawie akurat jakaś pani sposobiła instrument na koncert. Przy ostrych, niepokojących dźwiękach chodziłam więc od kaplicy do kaplicy i zaglądałam, gdzie tylko dało się zajrzeć. Moją uwagę przykuło kilka szczegółów, między innymi renesansowe nagrobki, w tym także dziecięce - te ostatnie szczególnie mnie urzekły.

 Nagrobki renesansowe w Katedrze św. Marii Magdaleny we Wrocławiu (fot. Joanna Pypłacz)

Nagrobki renesansowe w Katedrze św. Marii Magdaleny we Wrocławiu (fot. Joanna Pypłacz)

W tej samej kaplicy znajduje się także grób z Horacjańską sentencją "Non omnis Moriar" oraz wyciętym w płycie "oknem", przez które można było spojrzeć w oczy pochowanym tam budowniczym katedry.

Wrocław, Katedra św. Marii Magdaleny, grobowiec w jednej z bocznych kaplic (fot. Joanna Pypłacz)

Oprócz Katedry, która zrobiła na mnie niezwykłe wrażenie, udało mi się dotrzeć (i to aż dwukrotnie) na Ostrów Tumski - siostrzaną wobec Ostrowa Tumskiego w Poznaniu wyspę, gdzie w przedziwny sposób zatrzymał się czas.

Wszystkie te katedry, kościoły oraz urokliwe kamieniczki zapisały się w mojej pamięci w taki sposób, że  pewnością nowo odkryte, piękne polskie miasto prawdopodobnie "wystąpi" - oczywiście właśnie w tej odsłonie, która tak mnie oczarowała - w którejś z moich powieści!

poniedziałek, 15 maja 2017

Problem z powieścią gotycką



Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
(Adam Mickiewicz, Romantyczność)




Bardzo często - szczególnie wysyłając swoje teksty do wydawców - spotykam się z sytuacją, kiedy już na samo hasło "powieść gotycka" ludzie reagują alergicznie. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego odmowa przychodzi czasem nawet bez rzucenia okiem na tekst? Długo nad tym myślałam i podczas ostatnich spotkań z Czytelnikami również zastanawialiśmy się wspólnie, dlaczego ten właśnie gatunek tak bardzo się niektórym nie podoba.

Odpowiedzi na pytanie, dlaczego powieść gotycka wciąż traktowana jest po macoszemu, należy szukać w biografiach literackich moich Poprzedników i Mistrzów. 

Zacznijmy od Ann Radcliffe, uwielbianą przez jednych, marginalizowaną przez innych, atakowaną przez wielu, a na końcu ośmieszoną (choć z gracją) przez koleżankę po piórze w świetnej skądinąd powieści satyrycznej pt. Opactwo Northanger. Marginalizacja prozy (oraz poezji) Radcliffe niestety nie skończyła się wraz ze śmiercią pisarki, lecz trwa do dziś. Podczas gdy zekranizowano już chyba wszystkie powieści Jane Austen, spośród dzieł Radcliffe jedynie "The Castle of Udolpho" doczekało się - i to niedawno - słuchowiska radiowego. Filmów żadnych, z tłumaczeniami marnie, a i czytelników mało, jak na autorkę o takim talencie przystało. Dlaczego?

Henry Fuseli, "Koszmar" (1781)

Myślę, że problem z powieściami gotyckimi tkwi przede wszystkim w dość specyficznej atmosferze emocjonalnej, w jakiej zwykle są one osadzone, a także w bardzo wyostrzonej wrażliwości występujących w nich postaci. Dla niektórych, jak dla wspomnianej już Jane Austen, wrażliwość owa to nic innego jak nieznośna, wręcz groteskowa egzaltacja. W konsekwencji takiego odbioru, zachowania bohaterów odbierane są przez tak nastawionego czytelnika jako przesadzone, mało realistyczne, lub nawet... niezamierzenie komiczne. Nadwrażliwy bohater jawi się zatem jako chorobliwy neurotyk, nadwrażliwa bohaterka - jako zwykła histeryczka, a w najlepszym razie rozpuszczona do granic wytrzymałości, nie znająca życia pannica z dobrego domu. Tak postrzegana konstrukcja psychologiczna bohaterów gotyckich istotnie odstręcza, podobnie jak osławiony "werteryzm", utożsamiany nagminnie z nieporadnością i słabeuszostwem. Standardowy czytelnik ciężko wzdycha i dokłada męczącą lekturę na niemające nigdy nastąpić "później".


Henry Wallis, "Śmierć Lorda Chattertona" (1856)

Tymczasem, podobnie jak w przypadku romantyków, którzy własną, wybujałą wrażliwość przeciwstawiali oświeceniowemu racjonalizmowi, powieść gotycka (wyrosła z tradycji preromantycznej, ergo w pewnym sensie prekursorska wobec romantyzmu) stoi w opozycji do zdroworozsądkowego, chłodnego spojrzenia na świat. 

Groteskowe wpadki Catherine Morland w Opactwie Northanger wynikają nie tyle z jej "gotyckości", ile właśnie z wybitnego niedopasowania dziewczyny do roli rasowej bohaterki gotyckiej. Toporna w zachowaniu, myśląca utartymi, płytkimi schematami, a przy tym dość pospolita dziewczyna o mówiącym nazwisku (Morland - more land - więcej ziemi, czyli więcej posagu) stoi w opozycji do subtelnej i wrażliwej Adeline z The Romance of the Forest, czy też uzdolnionej poetycko Emily z The Mysteries of Udolpho. Za wcieleniem dość ograniczonej umysłowo Catherine w rolę wysublimowanej gotyckiej heroiny stoi przekaz, że literatura gotycka przedstawia odrealniony obraz człowieka. Sama Jane Austen lubowała się bowiem nie w emocjonalnych zrywach, nie w skrajnościach lecz w zdroworozsądkowym wiwisekcjonowaniu średniego kalibru przywar współczesnej sobie brytyjskiej middle class. Dla potworów w rodzaju Montoniego i Schedoniego nie ma bowiem miejsca na kartach jej - świetnych skądinąd, lecz totalnie antygotyckich - książek.

Powieść gotycka będzie zatem irytowała tych, którym obca jest estetyka przerysowania, choć właśnie esencja gotyku literackiego poniekąd bazuje na przerysowaniu (vide Walpole, Poe i Lovecraft). Nie byłaby sobą bez wyrazistych bohaterów, dziwnych zdarzeń, tajemnic, a także właśnie tej charakterystycznej huśtawki emocjonalnej, która towarzyszy perypetiom Ambrosia, Matyldy i Antonii z Mnicha Matthew G. Lewisa, zdegenerowanej rodziny z The Castle of Otranto Horacego Walpole, czy też szalonego Klaudiusza Frollo z Kadedry Najświętszej Maryi Panny w Paryżu Victora Hugo

Jej urok, a zarazem nieszczęście, polega zatem z jednej strony na bardzo rozbudowanej wrażliwości bohaterów (a także / w tym narratora), z drugiej zaś - na charakterystycznej wyrazistości opisu, nader często graniczącej z przesadą. Styl ten, podobnie jak ekspresjonizm czy fowizm w malarstwie, nie musi się podobać każdemu. Problem jednak tkwi w tym, że, choć wykreowane przez autorów gotyckich postaci wydają się tak bardzo odrealnione w swych słabościach, wadach, okropieństwach itp., to właśnie one odkrywają przed nami sekretne mechanizmy, z którymi nie zawsze jest nam wygodnie. Wrażliwym, a także takim, którzy "widzą więcej" jest przecież w życiu o wiele trudniej! Być może zatem stąd bierze się ów atawistyczny lęk przed gotykiem...