poniedziałek, 15 maja 2017

Problem z powieścią gotycką



Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
(Adam Mickiewicz, Romantyczność)




Bardzo często - szczególnie wysyłając swoje teksty do wydawców - spotykam się z sytuacją, kiedy już na samo hasło "powieść gotycka" ludzie reagują alergicznie. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego odmowa przychodzi czasem nawet bez rzucenia okiem na tekst? Długo nad tym myślałam i podczas ostatnich spotkań z Czytelnikami również zastanawialiśmy się wspólnie, dlaczego ten właśnie gatunek tak bardzo się niektórym nie podoba.

Odpowiedzi na pytanie, dlaczego powieść gotycka wciąż traktowana jest po macoszemu, należy szukać w biografiach literackich moich Poprzedników i Mistrzów. 

Zacznijmy od Ann Radcliffe, uwielbianą przez jednych, marginalizowaną przez innych, atakowaną przez wielu, a na końcu ośmieszoną (choć z gracją) przez koleżankę po piórze w świetnej skądinąd powieści satyrycznej pt. Opactwo Northanger. Marginalizacja prozy (oraz poezji) Radcliffe niestety nie skończyła się wraz ze śmiercią pisarki, lecz trwa do dziś. Podczas gdy zekranizowano już chyba wszystkie powieści Jane Austen, spośród dzieł Radcliffe jedynie "The Castle of Udolpho" doczekało się - i to niedawno - słuchowiska radiowego. Filmów żadnych, z tłumaczeniami marnie, a i czytelników mało, jak na autorkę o takim talencie przystało. Dlaczego?

Henry Fuseli, "Koszmar" (1781)

Myślę, że problem z powieściami gotyckimi tkwi przede wszystkim w dość specyficznej atmosferze emocjonalnej, w jakiej zwykle są one osadzone, a także w bardzo wyostrzonej wrażliwości występujących w nich postaci. Dla niektórych, jak dla wspomnianej już Jane Austen, wrażliwość owa to nic innego jak nieznośna, wręcz groteskowa egzaltacja. W konsekwencji takiego odbioru, zachowania bohaterów odbierane są przez tak nastawionego czytelnika jako przesadzone, mało realistyczne, lub nawet... niezamierzenie komiczne. Nadwrażliwy bohater jawi się zatem jako chorobliwy neurotyk, nadwrażliwa bohaterka - jako zwykła histeryczka, a w najlepszym razie rozpuszczona do granic wytrzymałości, nie znająca życia pannica z dobrego domu. Tak postrzegana konstrukcja psychologiczna bohaterów gotyckich istotnie odstręcza, podobnie jak osławiony "werteryzm", utożsamiany nagminnie z nieporadnością i słabeuszostwem. Standardowy czytelnik ciężko wzdycha i dokłada męczącą lekturę na niemające nigdy nastąpić "później".


Henry Wallis, "Śmierć Lorda Chattertona" (1856)

Tymczasem, podobnie jak w przypadku romantyków, którzy własną, wybujałą wrażliwość przeciwstawiali oświeceniowemu racjonalizmowi, powieść gotycka (wyrosła z tradycji preromantycznej, ergo w pewnym sensie prekursorska wobec romantyzmu) stoi w opozycji do zdroworozsądkowego, chłodnego spojrzenia na świat. 

Groteskowe wpadki Catherine Morland w Opactwie Northanger wynikają nie tyle z jej "gotyckości", ile właśnie z wybitnego niedopasowania dziewczyny do roli rasowej bohaterki gotyckiej. Toporna w zachowaniu, myśląca utartymi, płytkimi schematami, a przy tym dość pospolita dziewczyna o mówiącym nazwisku (Morland - more land - więcej ziemi, czyli więcej posagu) stoi w opozycji do subtelnej i wrażliwej Adeline z The Romance of the Forest, czy też uzdolnionej poetycko Emily z The Mysteries of Udolpho. Za wcieleniem dość ograniczonej umysłowo Catherine w rolę wysublimowanej gotyckiej heroiny stoi przekaz, że literatura gotycka przedstawia odrealniony obraz człowieka. Sama Jane Austen lubowała się bowiem nie w emocjonalnych zrywach, nie w skrajnościach lecz w zdroworozsądkowym wiwisekcjonowaniu średniego kalibru przywar współczesnej sobie brytyjskiej middle class. Dla potworów w rodzaju Montoniego i Schedoniego nie ma bowiem miejsca na kartach jej - świetnych skądinąd, lecz totalnie antygotyckich - książek.

Powieść gotycka będzie zatem irytowała tych, którym obca jest estetyka przerysowania, choć właśnie esencja gotyku literackiego poniekąd bazuje na przerysowaniu (vide Walpole, Poe i Lovecraft). Nie byłaby sobą bez wyrazistych bohaterów, dziwnych zdarzeń, tajemnic, a także właśnie tej charakterystycznej huśtawki emocjonalnej, która towarzyszy perypetiom Ambrosia, Matyldy i Antonii z Mnicha Matthew G. Lewisa, zdegenerowanej rodziny z The Castle of Otranto Horacego Walpole, czy też szalonego Klaudiusza Frollo z Kadedry Najświętszej Maryi Panny w Paryżu Victora Hugo

Jej urok, a zarazem nieszczęście, polega zatem z jednej strony na bardzo rozbudowanej wrażliwości bohaterów (a także / w tym narratora), z drugiej zaś - na charakterystycznej wyrazistości opisu, nader często graniczącej z przesadą. Styl ten, podobnie jak ekspresjonizm czy fowizm w malarstwie, nie musi się podobać każdemu. Problem jednak tkwi w tym, że, choć wykreowane przez autorów gotyckich postaci wydają się tak bardzo odrealnione w swych słabościach, wadach, okropieństwach itp., to właśnie one odkrywają przed nami sekretne mechanizmy, z którymi nie zawsze jest nam wygodnie. Wrażliwym, a także takim, którzy "widzą więcej" jest przecież w życiu o wiele trudniej! Być może zatem stąd bierze się ów atawistyczny lęk przed gotykiem...